Mała epoka lodowcowa-strategia przetrwania...
Komentarze: 0
Epoka lodowcowa jest faktem, po stopniowym ochładzaniu klimatu, które zaczęło się w 2004 roku nastał jej szczyt, czyli czas co najmniej 20 skrajnie zimnych lat. Nie wiemy ile potrwa mała epoka lodowcowa wg, Landscheita miała trwać do 2060 roku i ponieważ do tej pory jego scenariusz się sprawdził możemy założyć z dużym prawdopodobieństwem, że tak będzie. Jednak współcześni heliolodzy przewidują znacznie dłuższy okres słonecznego minimum. Dlatego potrzebujemy strategii. To jest możliwe ponieważ słaby cykl Gleisberga może nałożyć się na słabą aktywność cyklu de Vries, który trwa do 210 lat.
Co to dla nas oznacza? Mroźne zimy wymagające intensywnego ogrzewania, długie okresy chłodu, trwające z krótkimi przerwami od września do czerwca, a nawet przez cały rok, wymagające wydłużenia sezonu grzewczego, potrzeba więc nowych kopalni, potrzeba wydobywania gazu łupkowego, potrzeba więcej paliw.
Konieczność zakrywania całego ciała, co skutkuje niedoborami witaminy D. W idealnym świecie wystarczyłoby kupić lampę kwarcową i położyć się pod nią przez godzinkę, w realnym świecie prąd drożeje i wiele osób nie stać na taki luksus (godzinkę dlatego, że najwięcej prądu lampy ciągną podczas włączania i wyłączania, więc jak włączyć to na dłużej, częste pstrykanie również psuje żarówki i instalację, nie bójcie się ultrafioletu, mamy wszyscy melaninę, a jak nie mamy to się wytworzy). Dobrym rozwiązaniem byłoby otwarcie solariów, ale znów cena jest problemem, wielu osób na to nie stać. Musimy wykorzystać w sezonie od marca do września dni, kiedy temperatura przekracza 20 st na opalanie, ale jest ich coraz mniej i nie zawsze trafi się w wolnym. Witamina D może magazynować się w tkance tłuszczowej.
Z tych samych powodów dla których lampy ultrafioletowe są luksusem, ogrzewanie na prąd jest również nieosiągalnym luksusem, dlatego lepsze są klasyczne piece i centralne ogrzewanie grawitacyjne niewymagające zużycia prądu, którego zużywa się coraz więcej. Potrzeba powrotu do starych metod grzewczych.
Krótkie lata to przesunięcie sezonu wegetacyjnego, w normalnych warunkach wiśnie, czereśnie, śliwy zaczynają kwitnąć w marcu, jabłonie, grusze przez cały kwiecień. Mirabelki zakwitły dopiero po 25 kwietnia, a inne drzewka dopiero wypuściły pąki. Przesunięcie czasu kwitnienia wymaga opracowania nowych kalendarzy rolniczych i ogrodniczych, ale to najmniejszy problem. Największy problem to późne przymrozki, które uszkadzają pąki i zawiązki owoców, powodując klęski nieurodzaju, wzrost cen, a nawet głód. Zimniejsze lata to słabsze owocowanie, mniej owoców, mniej warzyw, wiele warzyw nie będzie mogło wzejść w Polsce, po prostu okresy ciepła są za krótkie, a jeśli już uda się wyprowadzić plony to za pomocą chemii rolnej. Zimne i mokre lata to zagrożenie chorobami grzybiczymi, grzyby pleśniowe i gnilne mogą być dla nas rakotwórcze i powodować marskość wątroby. Późne wiosenne przymrozki porażają pąki i zawiązki owoców dając nieurodzaj, a wczesne przymrozki jesienią uszkadzają plony. W tym roku rolnicy z całej Europy wybitnie boleśnie odczuli rekordowo zimny kwiecień.
Pomocna może być uprawa w tunelach foliowych, w których jest cieplej praz w szklarniach i inspektach, na dużą skalę tworzenie szklarni i inspektów jest kosztowne, co przełoży się na ceny owoców i warzyw, ale każdy może uprawiać warzywa na własny użytek, wystarczy duże podwórko, działka ROD. Dawniej pomidory i papryka wymagały folii, wkrótce będą wymagały jej praktycznie wszystkie warzywa. Niestety w bardzo zimne lata, folię i szklarnię trzeba dogrzewać albo piecykiem albo przez system nagrzewający, co też kosztuje i instalacja i paliwo kosztuje. Metody ogrzewania to nawiew ciepłego powietrza, system rur z ciepłą wodą, kosztowne piecyki elektryczne lub piecyki gazowe, nie nadające się pod ziemię i do zamkniętych pomieszczeń, aparatura, instalacja i paliwa ogrzewające wodę, powietrze oraz gaz i prą kosztują, najdroższy jest prąd, gaz grozi wybuchem. Wiele ziół jak oregano, bazylia, estragon, lubczyk, koper, tymianek, mięta można uprawiać w doniczce, na parapecie można też uprawiać pomidory, paprykę, truskawki. Dobrze używać odporne na zimno warzywa jak rzepa, czarna rzodkiew, brukiew, karpiel i owoce jak rokitnik, aronia. Trzeba też inwestować w mrozoodporne odmiany klasycznych warzyw i owoców. Można też sprowadzić warzywa i owoce z cieplejszych krajów, ale transport kosztuje i ich cena jest większa. Warto jeść lokalne rośliny jadalne jak pokrzywa, jasnota biała, lebioda, podagrycznik, mniszek lekarski, ostrożeń warzywny, stokrotki, koniczyna czerwona, niecierpki, mirabelki, wisienki ptasie, dziki agrest, dzikie jeżyny, miętę polną, poziomki polne, borówki czarne, bez czarny, przynajmniej wczesne mrozy uzdatnią do jedzenia owoce jarzębiny i tarniny, których toksyczny rozkładają się po przemrożeniu. Jadalne są płatki i owoce dzikiej róży, owoce głogu. Nasze rodzime rośliny ciągle owocują, trzeba to wykorzystać.
Niestety krótszy sezon wegetacyjny do droższe pasze dla zwierząt hodowlanych, na szczęście rosną trawa i zioła, więc można je wypasać, a potem pozyskać z trawy siano, ale dłuższe zimy i tak podniosą ceny mięsa.
Kolejne ważne zagrożenie to choroby, ludzkie ciało najlepiej czuje się w temperaturze 25 st (kto nie wierzy polecam Fizjologię Władysława Traczyka) z buforem 20-40 st, długotrwałe narażenie na temperatury poniżej 15 st i niższe, a szczególnie te poniżej 0 uszkadza komórki układu oddechowego. Nasze komórki potrzebują 37,6 stopni C, komórki stykające się z zewnętrzem, czyli skóry i śluzówki nosa potrzebują zakresu 20-40 stopni. Zbyt niska temperatura uszkadza je, tak jak skóra pęka na mrozie, zostaje uszkodzona śluzówka nosa i otwierają się wrota zakażenia dla bakterii i wirusów, dlatego przeziębiamy się w czasie, kiedy jest zimno. Tułów, ręce, nogi można ubrać, ale nie da się zakryć twarzy, osadzająca się na szaliku para, zamarza i jeszcze bardziej schładza twarz. Osłabiony brakiem witamin i zimnem organizm może nie poradzić sobie z infekcjami, które mogą przejść w zapalenie płuc, mięśnia sercowego, stawów. Części ciała takie jak uszy, nosy,palce są podatne na odmrożenia, uszy można zatkać, nosa nie, maseczki nie chronią przed zimnem. Warto by skonstruować ogrzewacze na nosy, działałyby na tej samej zasadzie co ogrzewacze katalityczne do rąk i stóp, ale miałyby formę opaski, którą zakładałoby się jak maseczkę chirurgiczną, z tą różnicą, że ogrzewacz nie zasłaniałby dziurek, tylko sam nos, prostopadłe do warg i rynienki dziurki byłyby otwarte. Z jednej strony ogrzewacz wytwarzałby ciepło, które ogrzeje nos, z drugiej zimne powietrze schładzałoby go podczas oddychania, dzięki czemu temperatura panująca wewnątrz nosa byłaby na przyjaznym poziomie. Taki ogrzewacz starczyłby na czas potrzebny na zakupy, dotarcie do pracy i do domu oraz na wszystkie inne wyjścia. Można by zastosować działające w ten sam sposób wkładki w kominiarkach na nos i zatoki, które również bardzo szybko tracą ciepło albo zrobić maseczki z ogrzewaniem na zatoki i nos z otworami na oczy, podgrzewacz chemiczny w materiale w kształcie maseczki karnawałowej. Trzeba zabezpieczyć się też w ocieplacze do dłoni i stóp.
Stare domy ciężko dogrzać, trzeba je ocieplić, a nowe budynki budować z warstwą izolacji, szczelnymi oknami i drzwiami, w starych trzeba wszystko uszczelnić, znów wadą są koszty.
Najmniejszy dyskomfort to konieczność używania wielu warstw ubrań jednocześnie, często noszone ubrania się zużywają, trzeba kupować nowe. Niestety pod każdym względem epoka lodowcowa już jest kosztowna np. przez konieczność całorocznego ogrzewania domu, potrzeba większej liczby ubrań i butów, coraz droższe jedzenie, a będzie kosztować jeszcze więcej.
Skutki psychologiczne, długotrwały ziąb uniemożliwia wiele możliwości odpoczynku i sportu, co pogarsza nastrój, samo zimno jest bardzo nieprzyjemne, można sobie radzić korzystając z sauny lub kupując kominek z otwartym paleniskiem, którego błogi żar zrównoważy stres spowodowany zimnem i mrozem. Taki kominek jest kosztowny i karnet na siłownię również. Piecyki kozy dają wspaniałe ciepło, trzeba tylko siedzieć bardzo blisko nich. Długotrwałe okresy zachmurzenia rozlegulowują zegar biologiczny, powodują chandrę, pogłębiają stany depresyjne. Światło słoneczne o natężeniu 20000 luksów oddziałuje na melanopsynę w komórkach zwojowych siatkówki i generuje impuls nerwowy idący do ośrodka zegara biologicznego, jąder nadskrzyżowaniowych podwzgórza i reguluje rytm snu i czuwania, ponadto stymuluje wydzielanie endorfin, które powodują dobry nastrój, dlatego w słoneczny dzień jesteśmy szczęśliwi, chce nam się żyć i działać, a w deszczowy dzień popadamy w marazm, stąd depresje sezonowe oraz wiosenno-letnie okresy euforii. Światło stymuluje też wydzielanie dopaminy, która dodaje chęci, sił i humoru. Niestety coraz mniej słonecznych dni.
Zimno i brak słońca to także obniżenie libido, witamina D umożliwia wchłanianie wapnia, który bierze udział w syntezie hormonów sterydowych, w tym płciowych, dodatkowo w upały, kiedy się pocimy i mamy niewiele ubrań łatwo roznoszą się feromony. Największe libido mamy wiosną, tak by w czasie ciąży kobieta miała dostęp do świeżych warzyw i owoców, więc zdrowego pożywienia, jest też synteza skórna witaminy D, potrzebnej bardzo szczególnie w ciąży, kiedy dziecko odbiera kobiecie wapń potrzebny do tworzenia własnych organów, nie tylko kości. Latem, kiedy mamy mało ubrań i bardziej się pocimy łatwo rozsiewane są feromony. Na pewno zdarzą się pojedyncze długie i ciepłe wiosny oraz upalne lata, ale pojedyncze lata nie podniosą przyrostu demograficznego i nie będzie komu płacić składek na nasze emerytury oraz emerytury naszych dzieci i wnuków. Wpłynie to na podniesienie wieku emerytalnego i wysokość pensji, co z kolei zmniejszy możliwość radzenia sobie z zimnem. Dotyczy to głównie krajów położonych na szerokościach geograficznych od zwrotników do biegunów.
Zimne wiosny i przymrozki to zagrożenie dla jaj i piskląt, które mogą przemarzać w gniazdach,w końcu one parzą się od marca, a rośliny zakwitają coraz później, nawet iglaki, które powinny kwitnąć w maju, kwitną w czerwcu. Długie zimy to krótszy okres aktywności owadów, a zimne lata to mniej owadów dla ptaków i ssaków owadożernych, mniej owoców ziaren dla ziarnojadów i ptaków owocożernych (przemarzanie pączków), trzeba więc je dokarmiać, często przez bardzo długi czas. Potrzeba ocieplanych budek lęgowych, wymoszczonych jak psie budy, gdzie ptaki będą bezpiecznie składać jaja i opiekować się pisklętami. Można nawet ocieplać platformy dla sów. Co ciekawe wcale nie jest mniej kleszczy, a pochodzące z Syberii komary są liczne po mroźnych zimach. Zimna, pochmurna i mokra pogoda uniemożliwia pszczołom zapylanie roślin, trzmiele są bardziej wytrzymałe, ale nie całkiem odporne na zimno. Na szczęście na razie pszczoły i trzmiele zapylają kwiaty, a ptaki budują gniazda i się parzą.
Cieszmy się krótkimi ciepłymi dniami kiedy już się pojawiają i kochajmy upały, które są towarem deficytowym, korzystajmy z nich i cieszmy się nimi jeśli już się pojawią.
Dodaj komentarz