Komentarze (0)
Z przykrością muszę stwierdzić, że są problemy z transportem więcej niż 5 zwierząt z Ukrainy. Jedna rodzina może przewieźć przez granicę do 5 zwierząt typu koty, psy, fretki. Wtedy muszą one mieć ważne szczepienie na wściekliznę (o ile w hodowlach to jest powszechne, o tyle schroniska na Ukrainie funkcjonowały inaczej), być oznakowane (zaczipowane), posiadać wynik miareczkowania na przeciwciała przeciw wściekliźnie i paszport pozwalający na wjazd do UE. Tylko, że kiedy na głowy spadają bomby, budynek, w którym człowiek i zwierzęta przebywają się pali, a wszystko co żyje osiąga maksymalny poziom stresu wtedy dokumenty są ostatnią rzeczą, o której się myśli, często fizycznie gubią się w chaosie lub zostają zniszczone. A zwierzę czuje, cierpi, myśli, kocha bezwarunkowo, jest całkowicie zależne od człowieka, ufa bezgranicznie człowiekowi, a teraz człowiek-urzędnik skazuje go na zagładę, często tylko dlatego, że w czasie wojennej zawieruchy właściciel nie jest w stanie zadbać o odpowiednie dokumenty. Tak samo nikt w czasie ostrzałów, kiedy nawet ludzkie szpitale są bombardowane nie uzupełni szczepień pupila ani nie wyrobi paszportu, każdy ucieka byle jak najdalej od bombardowań, byleby przeżyć. A kiedy właściciele schroniska lub opiekunowie kotów wolnożyjących dotrą z pupilami do granicy, to co mają porzucić zwierzęta, które ich kochają na granicy czy zostawić w strefie działań wojennych?
Kolejna sprawa to koty wolnożyjące, o ile psy szczepi się u nas co kilka lat obowiązkowo, o tyle nie ma obowiązku co do szczepienia kotów, szczepionki są płatne, nikt kotów nie szczepi, a jak ktoś opiekuje się kocią kolonią liczącą do 15 osobników to ma ją porzucić? Po pierwsze wścieklizna jest rzadka, po drugie właściciel i karmiciel potrafią rozróżnić zwierzę chore od zdrowego (ja umiem). Po trzecie wojna to stan wyjątkowy, a moralnym obowiązkiem jest uratować jak najwięcej uratować jak najwięcej istnień. Po czwarte dokumenty łatwo się gubią, niszczą, trudno wyrobić nowe będąc pod ostrzałem, nie działają kliniki weterynaryjne lub mają ograniczone działanie, weterynarze skupiają się na leczeniu ran wojennych. Wprawdzie organizacje prozwierzęce pomagają ludziom ewakuującym zwierzęta, ale załatwienie papierów wymaga czasu, a trzeba opuścić Ukrainę jak najszybciej. Po piąte domowe, wolnożyjące i dzikie zwierzęta z terenów przygranicznych i tak przekraczają granicę każdego dnia, nietoperze, wiewiórki, wilki, lisy, żubry, domowe i wolnożyjące zwierzęta głownie w czasie rui i cieczki, zwierzęta przekraczają nasze granice z Ukrainą, Białorusią, Kaliningradem, Niemcami, Litwą, Słowacją, Czechami.
Można na granicy, na polskiej stronie zrobić punkty szczepień, badań, nawet u nas weterynarze robią szybkie testy zwierzętom domowym w miejscach gdzie pojawia się wścieklizna, takie testy można robić po przekroczeniu granicy. Na miejscu można też szczepić. Można zwerbować biologów, ludzi od ochrony przyrody i środowiska (my też umiemy robić takie testy). Można także uwierzyć zapewnieniom właścicieli, że zwierzę było szczepione. Trzeba pamiętać, że przewożone zwierzęta też mają inne choroby (stawów, serca, cukrzyca, koci katar, kynolowy katar, FIV, FeLV i inne), są ranne, odwodnione, przerażone, w pierwszej chwili powinno się im zapewnić podstawowe leczenie, szczepienie, kiedy będą zdrowe lub ich stan się ustabilizuje. Najważniejsza pierwsza pomoc i podstawowe leczenie, tak samo jak w przypadku ludzi. I to nie prawda, że wścieklizna dotyczy psów, kotów i fretek, chorują na nią wszystkie ssaki, gryzonie też np. wiewiórki.
Bardzo proszę o złagodzenie przepisów dotyczących ewakuacji wolnożyjących zwierząt, zwierzą ze schronisk i hodowli oraz ludzi z większą ilością zwierząt.
Ps. na wytworzenie przeciwciał po szczepieniu potrzeba czasu, a na osiągnięcie większej liczby trzeba więcej czasu. A ludzie mogą dogadać się i przejąć część cudzych zwierząt jako własne i podzielić zwierzęta tak, by każda rodzina wniosła 5 osobników, bo ten problem dotyczy też rodzin mających wiele zwierząt i właścicieli domów tymczasowych.